Hej:)
Mięta jest zdecydowanie moim ulubionym kolorem wiosenno-letnim. W swoich zbiorach mam kilkanaście lakierów w odcieniach mięty i dziś chcę Wam pokazać jeden z nich: Flormar 424.
Top 5- kosmetyczni ulubieńcy lutego
Hej:)
Jak ten czas leci dopiero zaczynał się styczeń a tu już prawie marzec. W sumie cieszę się bo uwielbiam wiosnę (dziś nawet słyszałam pierwszego skowronka).
Czas podsumować luty pod kątem kosmetycznych ulubieńców.
Tak prezentuje się cała piątka:
Maybelline Color Tattoo- Permanent Taupe <klik>
Nie mam ostatnio weny na wymyślne makijaże. W lutym na powiekach królował kremowy cień Maybelline. Ma piękny chłodny odcień i nadaje się też do podkreślania brwi. Kiedyś nie przepadałam za cieniami w kremie, ale ten jest genialny.
Hean Stay on- baza pod cienie:
Dobra i tania baza. Podbija kolor cieni i sprawia, że trzymają się cały dzień na swoim miejscu. Łatwo się rozprowadza (używam jej od 2miesięcy więc z czasem to się może zmienić) dlatego z pełną recenzją jeszcze się wstrzymam.
Maybelline Color Whisper- Coral Ambition:
Uwielbiam jej kolor. Pomadka jest lekka, półtransparentna, nie potrzeba lusterka żeby się nią umalować. Trzeba jednak mieć zadbane usta bo lubi podkreślać suche skórki.
Organic Therapy pianka do oczyszczania twarzy <klik>
Bardzo polubiłam tą piankę, ale niestety już prawie dobiła dna. Dobrze domywa skórę z resztek makijażu i jest przy tym bardzo łagodna (nie szczypie w oczy i nie pozostawia nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia). Jeśli szukacie delikatnego produktu do mycia twarzy polecam.
BingoSpa mocny peeling błotny do twarzy:
Mogę śmiało stwierdzić, że to odkrycie lutego. Peelingi drogeryjne nie mają z nim szans nawet ulubiony do tej pory korund poszedł w odstawkę. Skóra jest gładka jak pupa niemowlaka:P Myślę, że w ciągu miesiąca pojawi się pełna recenzja.
A Wy jakich miałyście ulubieńców w lutym?
Pozdrawiam
Karola
Jak ten czas leci dopiero zaczynał się styczeń a tu już prawie marzec. W sumie cieszę się bo uwielbiam wiosnę (dziś nawet słyszałam pierwszego skowronka).
Czas podsumować luty pod kątem kosmetycznych ulubieńców.
Tak prezentuje się cała piątka:
Maybelline Color Tattoo- Permanent Taupe <klik>
Nie mam ostatnio weny na wymyślne makijaże. W lutym na powiekach królował kremowy cień Maybelline. Ma piękny chłodny odcień i nadaje się też do podkreślania brwi. Kiedyś nie przepadałam za cieniami w kremie, ale ten jest genialny.
Hean Stay on- baza pod cienie:
Dobra i tania baza. Podbija kolor cieni i sprawia, że trzymają się cały dzień na swoim miejscu. Łatwo się rozprowadza (używam jej od 2miesięcy więc z czasem to się może zmienić) dlatego z pełną recenzją jeszcze się wstrzymam.
Maybelline Color Whisper- Coral Ambition:
Uwielbiam jej kolor. Pomadka jest lekka, półtransparentna, nie potrzeba lusterka żeby się nią umalować. Trzeba jednak mieć zadbane usta bo lubi podkreślać suche skórki.
Organic Therapy pianka do oczyszczania twarzy <klik>
Bardzo polubiłam tą piankę, ale niestety już prawie dobiła dna. Dobrze domywa skórę z resztek makijażu i jest przy tym bardzo łagodna (nie szczypie w oczy i nie pozostawia nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia). Jeśli szukacie delikatnego produktu do mycia twarzy polecam.
BingoSpa mocny peeling błotny do twarzy:
Mogę śmiało stwierdzić, że to odkrycie lutego. Peelingi drogeryjne nie mają z nim szans nawet ulubiony do tej pory korund poszedł w odstawkę. Skóra jest gładka jak pupa niemowlaka:P Myślę, że w ciągu miesiąca pojawi się pełna recenzja.
A Wy jakich miałyście ulubieńców w lutym?
Pozdrawiam
Karola
Lutowe nowości
Hej:)
Luty jeszcze się nie skończył, ale ja nie planuję już żadnych zakupów więc spokojnie mogę podsumować ten miesiąc.
Jestem z siebie dumna bo w porównaniu do poprzednich miesięcy kupiłam naprawdę niewiele:D
W lutym dotarło do mnie zamówienie z Bath&Body Works które zorganizowała Ania dziękuję :*
Biedronka kusiła ofertą kosmetyczną i gdyby nie recenzje dziewczyn pewnie nic bym nie kupiła.
Lakiery China Glaze kupione na promocji niestety teraz mają być niedostępne w Europie (zostają zakupy z USA których ja nie umiem robić)
W Colorowo była promocja na kolekcję PZN więc do koszyka wpadła Bamberka i Maltanka którą już pokazywałam <klik> W ogóle zachwyciły mnie te lakiery i już mam ochotę na kolejne.
Gdy w drogeriach Natura pojawiła się limitowanka Essence- Love letters wiedziałam, że muszę mieć lakiery. Jeśli jesteście ciekawe swatchy wystarczy, że cofniecie się do ostatniego posta.
I ostatnie zakupy z Natury z których jestem bardzo zadowolona.
Nie myślałam, że napiszę to w lutym, ale wiosna na całego <3 i niech już tak zostanie :)
Kupiłyście coś ciekawego w lutym?
Pozdrawiam ;)
Karola
Luty jeszcze się nie skończył, ale ja nie planuję już żadnych zakupów więc spokojnie mogę podsumować ten miesiąc.
Jestem z siebie dumna bo w porównaniu do poprzednich miesięcy kupiłam naprawdę niewiele:D
W lutym dotarło do mnie zamówienie z Bath&Body Works które zorganizowała Ania dziękuję :*
Biedronka kusiła ofertą kosmetyczną i gdyby nie recenzje dziewczyn pewnie nic bym nie kupiła.
Lakiery China Glaze kupione na promocji niestety teraz mają być niedostępne w Europie (zostają zakupy z USA których ja nie umiem robić)
W Colorowo była promocja na kolekcję PZN więc do koszyka wpadła Bamberka i Maltanka którą już pokazywałam <klik> W ogóle zachwyciły mnie te lakiery i już mam ochotę na kolejne.
Gdy w drogeriach Natura pojawiła się limitowanka Essence- Love letters wiedziałam, że muszę mieć lakiery. Jeśli jesteście ciekawe swatchy wystarczy, że cofniecie się do ostatniego posta.
I ostatnie zakupy z Natury z których jestem bardzo zadowolona.
Nie myślałam, że napiszę to w lutym, ale wiosna na całego <3 i niech już tak zostanie :)
Kupiłyście coś ciekawego w lutym?
Pozdrawiam ;)
Karola
Essence Love letters- swatche lakierów
23 lutego 2014
Etykiety:
essence,
lakier do paznokci,
limitowanka,
Love letters,
paznokcie
107
komentarzy

Gdy pierwszy raz zobaczyłam zapowiedź limitowanki Essence Love letters wiedziałam, że jeśli pojawi się w Naturach to kupię większość lakierów. Dziś przygotowałam dla Was prezentacje wszystkich odcieni które kupiłam.
Tołpa odżywczy balsam-miód do ust
22 lutego 2014
Etykiety:
balsam do ust,
pielęgnacja,
pielęgnacja twarzy,
pielęgnacja ust,
Tołpa
40
komentarzy

Hej:)
Balsam (pomadka ochronna) do ust jest jednym z ważniejszych kosmetyków w codziennej pielęgnacji w końcu tylko na gładkich i zadbanych ustach pomadki dobrze wyglądają. Dziś chcę Wam pokazać balsam-miód do ust Tołpa z lini Botanic- Czarna róża.
Informacje o produkcie i skład:
Balsam - miód ma przyjemną miodową konsystencję. Odżywia i regeneruje usta. Zapobiega spierzchnięciom i uszkodzeniom. Wygładza, przywraca miękkość i nawilża. Pozostawia dobrze wypielęgnowane usta.
Botaniczne składniki: czarna róża, oliwa z oliwek, olej awokado, olej makadamia, masło kokum, masło shea.(źródło: wizaz.pl)
Moja opinia:
Plusy:
- dobry skład
- bobrze nawilża i wygładza skórę ust
- maślana konsystencja
- nie klei się i jest prawie niewyczuwalny na ustach
- nie bieli ust (jeśli nałożymy go w rozsądnej ilości)
- bardzo dobrze sprawdza się jako balsam na skórki wokół paznokci
- pięknie pachnie owocami (jak sok egzotyczny)
- balsam zapakowany jest w kartonik i dodatkowo zabezpieczony więc osobniki które chciałyby pomacać mają utrudnione zadanie
Minusy:
- sposób aplikacji: nie przepadam za nakładaniem produktów do ust palcami, a do tego produkt wchodzi pod paznokcie
- opakowanie szału nie robi
- cena dość wysoka
Podsumowując:
Polubiłam ten balsam, chociaż nie przepadam za produktami do ust w takiej formie i używam ich tylko w domu. Dobrze nawilża i radzi sobie z przesuszoną skórą na ustach. Ma zwartą maślaną konsystencję która topi się pod wpływem ciepła i łatwo się rozprowadza. Dużym plusem jest to, że długo utrzymuje się na ustach i nie trzeba co chwilę nakładać nowej warstwy.
Zawsze podczas aplikacji resztkę balsamu która zostaje mi na palcach wcieram w skórki wokół paznokci (polecam, Wasze skórki na tym skorzystają).
Dostępność: sklep internetowy, małe drogerie, chyba widziałam też w Rossmannie i Naturze
Cena: ok 18zł/8g
Znacie ten balsam? Jak dbacie o swoje usta?
Pozdrawiam:)
Karola
Balsam (pomadka ochronna) do ust jest jednym z ważniejszych kosmetyków w codziennej pielęgnacji w końcu tylko na gładkich i zadbanych ustach pomadki dobrze wyglądają. Dziś chcę Wam pokazać balsam-miód do ust Tołpa z lini Botanic- Czarna róża.
Informacje o produkcie i skład:
Balsam - miód ma przyjemną miodową konsystencję. Odżywia i regeneruje usta. Zapobiega spierzchnięciom i uszkodzeniom. Wygładza, przywraca miękkość i nawilża. Pozostawia dobrze wypielęgnowane usta.
Botaniczne składniki: czarna róża, oliwa z oliwek, olej awokado, olej makadamia, masło kokum, masło shea.(źródło: wizaz.pl)
Moja opinia:
Plusy:
- dobry skład
- bobrze nawilża i wygładza skórę ust
- maślana konsystencja
- nie klei się i jest prawie niewyczuwalny na ustach
- nie bieli ust (jeśli nałożymy go w rozsądnej ilości)
- bardzo dobrze sprawdza się jako balsam na skórki wokół paznokci
- pięknie pachnie owocami (jak sok egzotyczny)
- balsam zapakowany jest w kartonik i dodatkowo zabezpieczony więc osobniki które chciałyby pomacać mają utrudnione zadanie
Minusy:
- sposób aplikacji: nie przepadam za nakładaniem produktów do ust palcami, a do tego produkt wchodzi pod paznokcie
- opakowanie szału nie robi
- cena dość wysoka
Podsumowując:
Polubiłam ten balsam, chociaż nie przepadam za produktami do ust w takiej formie i używam ich tylko w domu. Dobrze nawilża i radzi sobie z przesuszoną skórą na ustach. Ma zwartą maślaną konsystencję która topi się pod wpływem ciepła i łatwo się rozprowadza. Dużym plusem jest to, że długo utrzymuje się na ustach i nie trzeba co chwilę nakładać nowej warstwy.
Zawsze podczas aplikacji resztkę balsamu która zostaje mi na palcach wcieram w skórki wokół paznokci (polecam, Wasze skórki na tym skorzystają).
Dostępność: sklep internetowy, małe drogerie, chyba widziałam też w Rossmannie i Naturze
Cena: ok 18zł/8g
Znacie ten balsam? Jak dbacie o swoje usta?
Pozdrawiam:)
Karola
Brzoskwiniowy marmurek Lemax
Hej:)
Pamiętacie jeszcze lakiery marmurkowe? W zeszłym roku miały swoje 5 minut, ja bardzo je polubiłam i chętnie do nich wracam. Szkoda by było, żeby poszły w zapomnienie więc pokażę dziś jeden z nich.
Tutaj możecie zobaczyć pozostałe kolory <klik>
Pamiętacie jeszcze lakiery marmurkowe? W zeszłym roku miały swoje 5 minut, ja bardzo je polubiłam i chętnie do nich wracam. Szkoda by było, żeby poszły w zapomnienie więc pokażę dziś jeden z nich.
Tutaj możecie zobaczyć pozostałe kolory <klik>
Maskara wydłużająca i zwiększająca objętość rzęs Ados
Hej:)
Natura obdarzyła mnie krótkimi i rzadkimi rzęsami, niestety:( Więc dobry tusz do rzęs jest dla mnie bardzo ważnym kosmetykiem. Mogę wyjść z domu bez podkładu, ale rzęsy muszę pomalować. Napiszę dziś o tuszu do rzęs którego używam od jakiegoś czasu.
Informacje o produkcie:
Fantastyczna maskara, która pięknie wydłuża rzęsy zwiększając jednocześnie ich objętość. Doskonała do krótkich i cienkich rzęs. Dzięki prowitaminie B5 maskara pielęgnuje rzęsy, odżywia je i wzmacnia ich strukturę. Rzęsy odzyskują elstyczność i piękny połysk. Szczoteczka idealnie rozczesuje rzęsy, nie skleja ich i pokrywa tuszem od nasady aż po same końce.
Maskara jest dostępna w kolorze glębokiej czerni.
Moja opinia:
Producent obiecuje pogrubienie, wydłużenie i rozdzielenie. Niestety ten tusz na moich rzęsach nie robi niczego dobrego (zobaczycie zresztą na ostatnim zdjęciu). Daje bardzo słaby efekt: nie pogrubia, nie wydłuża a przy malowaniu kolejnych warstw lubi sklejać rzęsy. Szczoteczka klasyczna dość duża a ja zdecydowanie wolę te sylikonowe. Plusem jest trwałość wytrzymuje na rzęsach cały dzień, nie osypuje się i nie kruszy. W ciągu dwóch miesięcy konsystencja się nie zmieniła. Nie sprawia też problemów podczas demakijażu.
Dobrze, że mam już swojego ulubieńca wśród tuszy do rzęs który daje mi zadowalający efekt przy jednej warstwie (żółty Lovely).
Dostępność: drogeria Uholki
Cena: 9,70zł/12ml
Tak wygląda jedna warstwa na rzęsach (mam wrażenie, że moje rzesy żyją własnym życiem, każda rośnie w innym kierunku, nie mam do nich już sił :/ )
Jaki jest Wasz ulubiony tusz do rzes?
Pozdrawiam;)
Karola
Natura obdarzyła mnie krótkimi i rzadkimi rzęsami, niestety:( Więc dobry tusz do rzęs jest dla mnie bardzo ważnym kosmetykiem. Mogę wyjść z domu bez podkładu, ale rzęsy muszę pomalować. Napiszę dziś o tuszu do rzęs którego używam od jakiegoś czasu.
Informacje o produkcie:
Fantastyczna maskara, która pięknie wydłuża rzęsy zwiększając jednocześnie ich objętość. Doskonała do krótkich i cienkich rzęs. Dzięki prowitaminie B5 maskara pielęgnuje rzęsy, odżywia je i wzmacnia ich strukturę. Rzęsy odzyskują elstyczność i piękny połysk. Szczoteczka idealnie rozczesuje rzęsy, nie skleja ich i pokrywa tuszem od nasady aż po same końce.
Maskara jest dostępna w kolorze glębokiej czerni.
Moja opinia:
Producent obiecuje pogrubienie, wydłużenie i rozdzielenie. Niestety ten tusz na moich rzęsach nie robi niczego dobrego (zobaczycie zresztą na ostatnim zdjęciu). Daje bardzo słaby efekt: nie pogrubia, nie wydłuża a przy malowaniu kolejnych warstw lubi sklejać rzęsy. Szczoteczka klasyczna dość duża a ja zdecydowanie wolę te sylikonowe. Plusem jest trwałość wytrzymuje na rzęsach cały dzień, nie osypuje się i nie kruszy. W ciągu dwóch miesięcy konsystencja się nie zmieniła. Nie sprawia też problemów podczas demakijażu.
Dobrze, że mam już swojego ulubieńca wśród tuszy do rzęs który daje mi zadowalający efekt przy jednej warstwie (żółty Lovely).
Dostępność: drogeria Uholki
Cena: 9,70zł/12ml
Tak wygląda jedna warstwa na rzęsach (mam wrażenie, że moje rzesy żyją własnym życiem, każda rośnie w innym kierunku, nie mam do nich już sił :/ )
Jaki jest Wasz ulubiony tusz do rzes?
Pozdrawiam;)
Karola
Śnieżny piasek: Lovely Snow Dust nr 2
19 lutego 2014
Etykiety:
lakier do paznokci,
lakier piaskowy,
Lovely,
paznokcie,
Snow Dust
64
komentarzy

Hej:)
Grrr jak ja nie lubię kiedy przez przypadek publikuje mi się niedokończony post :/
Gdy zobaczyłam zapowiedź zimowej limitowanki Lovely wiedziałam, że przygarnę wszystkie lakiery piaskowe (kocham to wykończenie, ale pewnie już o tym wiecie :D). Dziś zaprezentuję Wam biały lakier Lovely Snow Dust który kojarzy mi się ze skrzącym w słońcu śniegiem.
Grrr jak ja nie lubię kiedy przez przypadek publikuje mi się niedokończony post :/
Gdy zobaczyłam zapowiedź zimowej limitowanki Lovely wiedziałam, że przygarnę wszystkie lakiery piaskowe (kocham to wykończenie, ale pewnie już o tym wiecie :D). Dziś zaprezentuję Wam biały lakier Lovely Snow Dust który kojarzy mi się ze skrzącym w słońcu śniegiem.
Golden Rose: Rich Color 102
Hej:)
Uwielbiam lakiery Golden Rose a szczególnie serię Rich Color. Dziś chcę pokazać wam lakier z ostatniej kolekcji jesienno/zimowej (swoją drogą szkoda, że te lakiery nie mają nazw tylko numerki).
Uwielbiam lakiery Golden Rose a szczególnie serię Rich Color. Dziś chcę pokazać wam lakier z ostatniej kolekcji jesienno/zimowej (swoją drogą szkoda, że te lakiery nie mają nazw tylko numerki).
Gliss Kur Marrakesh oil & coconut- odżywka w sprayu
13 lutego 2014
Etykiety:
Gliss Kur,
odżywka bez spłukiwania,
odżywka do włosów,
pielęgnacja,
pielęgnacja włosów,
włosy
36
komentarzy

Hej:)
Odżywki w sprayu to moja ulubiona forma odżywek bez spłukiwania. Chcę Wam dziś przedstawić kolejną odżywkę Gliss Kur tym razem z serii Marrakesh oli & coconut. Na blogu możecie też poczytać o odżywce Gliss Kur z serii Satin Relax <kilk>
Informacje o produkcie:
Seria Gliss Kur Marrakesh Oil & Coconut z unikalną mieszanką cennego oleju z Marrakeszu i olejku kokosowego dodaje włosom blasku i miękkości bez obciążania.
Precyzyjnie regeneruje włosy i wypełnia ubytki.
Skład:
Aqua, Cyclomethicone, Phenyl Trimethicone, Argania Spinosa Kernel Oil, Cocos Nucifera Fruit Extract, Panthenol, Cocodimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Keratin, Dimethiconol, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Lactic Acid, Polyquaternium-16, Laurdimonium Hydroxypropyl, Hydrolyzed Wheat Protein, Cetrimonium Chloride, Parfum, Sodium Benzoate, Propylene Glycol, Butylphenyl Methylpropional, Phenoxyethanol, Hexyl Cinnamal, CI 15985, CI 47005, CI 16035.(źródło:wizaz.pl)
Moja opinia:
Plusy:
- całkiem niezły skład
- ułatwia rozczesywanie i włosy się nie elektryzują
- chroni włosy przed uszkodzeniami mechanicznymi i wysoką temperaturą
- ułatwia rozczesywanie
- nie obciąża i nie przyspiesza przetłuszczania
- można używać na mokre jak i na suche włosy
- opakowanie: poręczna butelka z atomizerem który działa bez zarzutu
- ładny słodkawy zapach (wyczuwam olejek kokosowy) niestety nie utrzymuje się długo na moich włosach
- cena: 1.95€/200ml w PL odżywki Gliss Kur kosztują około 16zł (na promocji około 10zł)
Minusy:
- niestety niedostępna w Polsce ja swoją kupiłam w DMie
Stan moich końcówek 3msc po podcięciu używałam tylko tej odżywki (po każdym myciu suszyłam włosy suszarką) nie jest najgorzej szczególnie, że zima jest ciężkim okresem dla włosów:
Jak widać ta odżywka już się kończy, ale następna czeka w kolejce:
Podsumowując:
Odżywek Gliss Kur w sprayu używam już na pewno z 10 lat nie wyobrażam sobie po myciu nie popsikać wilgotnych włosów odżywką. Jest to odżywka dwufazowa więc przed użyciem należy ją wstrząsnąć. Skład jest całkiem niezły na początku dwa silikony (pierwszy lotny, drugi zmywalny łagodnym środkiem myjącym) potem olejki i keratyna. Zauważyłam, że z biegiem czasu odżywki Gliss Kur mają coraz lepsze składy, zawsze opierały się na silikonach a teraz wzbogacone są olejkami (które nie są na szarym końcu składu). Widzę po swoich końcówkach, że naprawdę zabezpiecza włosy przed uszkodzeniami i wysoką temperaturą do tego włosy lepiej się rozczesują i są błyszczące. Nie obciąża moich włosów chociaż psikam (szczególnie na końcówki) dość obficie, ale jeśli macie włosy podatne na obciążenie to myślę, że możecie używać na połowę długości lub tylko na końcówki.
Ja odżywki Gliss Kur w sprayu zdecydowanie polecam (próbowałam kilku tańszych zamienników i niestety nic nie robiły).
Używacie odżywek w sprayu, znacie odżywki Gliss Kur?
Do następnego posta
Pozdrawiam;)
Odżywki w sprayu to moja ulubiona forma odżywek bez spłukiwania. Chcę Wam dziś przedstawić kolejną odżywkę Gliss Kur tym razem z serii Marrakesh oli & coconut. Na blogu możecie też poczytać o odżywce Gliss Kur z serii Satin Relax <kilk>
Seria Gliss Kur Marrakesh Oil & Coconut z unikalną mieszanką cennego oleju z Marrakeszu i olejku kokosowego dodaje włosom blasku i miękkości bez obciążania.
Precyzyjnie regeneruje włosy i wypełnia ubytki.
Skład:
Aqua, Cyclomethicone, Phenyl Trimethicone, Argania Spinosa Kernel Oil, Cocos Nucifera Fruit Extract, Panthenol, Cocodimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Keratin, Dimethiconol, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Lactic Acid, Polyquaternium-16, Laurdimonium Hydroxypropyl, Hydrolyzed Wheat Protein, Cetrimonium Chloride, Parfum, Sodium Benzoate, Propylene Glycol, Butylphenyl Methylpropional, Phenoxyethanol, Hexyl Cinnamal, CI 15985, CI 47005, CI 16035.(źródło:wizaz.pl)
Moja opinia:
Plusy:
- całkiem niezły skład
- ułatwia rozczesywanie i włosy się nie elektryzują
- chroni włosy przed uszkodzeniami mechanicznymi i wysoką temperaturą
- ułatwia rozczesywanie
- nie obciąża i nie przyspiesza przetłuszczania
- można używać na mokre jak i na suche włosy
- opakowanie: poręczna butelka z atomizerem który działa bez zarzutu
- ładny słodkawy zapach (wyczuwam olejek kokosowy) niestety nie utrzymuje się długo na moich włosach
- cena: 1.95€/200ml w PL odżywki Gliss Kur kosztują około 16zł (na promocji około 10zł)
Minusy:
- niestety niedostępna w Polsce ja swoją kupiłam w DMie
Stan moich końcówek 3msc po podcięciu używałam tylko tej odżywki (po każdym myciu suszyłam włosy suszarką) nie jest najgorzej szczególnie, że zima jest ciężkim okresem dla włosów:
Jak widać ta odżywka już się kończy, ale następna czeka w kolejce:
Podsumowując:
Odżywek Gliss Kur w sprayu używam już na pewno z 10 lat nie wyobrażam sobie po myciu nie popsikać wilgotnych włosów odżywką. Jest to odżywka dwufazowa więc przed użyciem należy ją wstrząsnąć. Skład jest całkiem niezły na początku dwa silikony (pierwszy lotny, drugi zmywalny łagodnym środkiem myjącym) potem olejki i keratyna. Zauważyłam, że z biegiem czasu odżywki Gliss Kur mają coraz lepsze składy, zawsze opierały się na silikonach a teraz wzbogacone są olejkami (które nie są na szarym końcu składu). Widzę po swoich końcówkach, że naprawdę zabezpiecza włosy przed uszkodzeniami i wysoką temperaturą do tego włosy lepiej się rozczesują i są błyszczące. Nie obciąża moich włosów chociaż psikam (szczególnie na końcówki) dość obficie, ale jeśli macie włosy podatne na obciążenie to myślę, że możecie używać na połowę długości lub tylko na końcówki.
Ja odżywki Gliss Kur w sprayu zdecydowanie polecam (próbowałam kilku tańszych zamienników i niestety nic nie robiły).
Używacie odżywek w sprayu, znacie odżywki Gliss Kur?
Do następnego posta
Pozdrawiam;)
Colour Alike PZN: Maltanka
Hej:)
Moje paznokcie bardzo powoli odrastają i chyba już nadają się do pokazania.
Więc zapraszam Was na post lakierowy w którym zaprezentują przepiękną Maltankę z kolekcji PZN Colour Alike.
Moje paznokcie bardzo powoli odrastają i chyba już nadają się do pokazania.
Więc zapraszam Was na post lakierowy w którym zaprezentują przepiękną Maltankę z kolekcji PZN Colour Alike.
Krem do rąk Balea 5% mocznika- mój ulubieniec
Hej:)
Wracam po weekendzie z nowym postem.
Dziś chcę Wam przedstawić krem do rąk Balea 5% urea, mogłyście go już zobaczyć w poście ze styczniowymi ulubieńcami <klik>. Zapraszam też na recenzją kremu do stóp Balea 10% urea <klik>.
Informacje o produkcie i skład:
Krem Balea 5% mocznika pomaga zachować nawilżenie przez 24godz. Formuła naprawcza zmniejsza uczucie napięcia skóry i pozostawia ją przyjemną w dotyku.
- Masła shea łagodzi, naprawia i wygładza skórę.
- Witamina E chroni przed wolnymi rodnikami.
- Lekka konsystencja łatwo się rozprowadza i szybko wchłania (takie moje luźne tłumaczenie opisu z opakowania, proszę się nie śmiać jakbym coś pomyliła)
Moja opinia:
Plusy:
- bardzo dobrze nawilża
- konsystencja lekka, podchodząca bardziej pod mleczko
- szybko się wchłanianie, pozostawia delikatny film (nietłusty i nielepiący)
- dobry skład
- zapach: niezbyt mocny, delikatny,słodkawy
- opakowanie: miękka tubka, wygodna i poręczna
- bardzo dobra wydajność
Minusy:
- słaba dostępność w Polsce
Podsumowując:
Uwielbiam kosmetyki z dodatkiem mocznika. Krem Balea bardzo dobrze sobie radzi z przesuszoną skórą dłoni, używałam go podczas największych mrozów. Lubię go nakładać grubą warstwą na noc + bawełniane rękawiczki i rano mam gładziutką skórę. Przy pierwszym użyciu bardzo zaskoczyła mnie lekka konsystencja, ale taką lubię najbardziej.
Gdybym miała porównać go z kremem Isana 5% mocznika to krem Balea mam lżejszą konsystencję, ładniejszy zapach, szybciej się wchłania, poziom nawilżenia mają zbliżony. U mnie wygrywa Balea i gdy będę w DMie to na pewno znów zrobię zapas.
Teraz mam ochotę na najnowszą serię Isany z 5,5% urea, którą ostatnio wszyscy zachwalają.
Dostępność: drogerie DM, sklepy internetowe, allegro
Cena: ok 1,50€ /100ml
Używałyście tego kremu do rąk?
Do następnego posta
Pozdrawiam ;)
Wracam po weekendzie z nowym postem.
Dziś chcę Wam przedstawić krem do rąk Balea 5% urea, mogłyście go już zobaczyć w poście ze styczniowymi ulubieńcami <klik>. Zapraszam też na recenzją kremu do stóp Balea 10% urea <klik>.
Informacje o produkcie i skład:
Krem Balea 5% mocznika pomaga zachować nawilżenie przez 24godz. Formuła naprawcza zmniejsza uczucie napięcia skóry i pozostawia ją przyjemną w dotyku.
- Masła shea łagodzi, naprawia i wygładza skórę.
- Witamina E chroni przed wolnymi rodnikami.
- Lekka konsystencja łatwo się rozprowadza i szybko wchłania (takie moje luźne tłumaczenie opisu z opakowania, proszę się nie śmiać jakbym coś pomyliła)
Moja opinia:
Plusy:
- bardzo dobrze nawilża
- konsystencja lekka, podchodząca bardziej pod mleczko
- szybko się wchłanianie, pozostawia delikatny film (nietłusty i nielepiący)
- dobry skład
- zapach: niezbyt mocny, delikatny,słodkawy
- opakowanie: miękka tubka, wygodna i poręczna
- bardzo dobra wydajność
Minusy:
- słaba dostępność w Polsce
Podsumowując:
Uwielbiam kosmetyki z dodatkiem mocznika. Krem Balea bardzo dobrze sobie radzi z przesuszoną skórą dłoni, używałam go podczas największych mrozów. Lubię go nakładać grubą warstwą na noc + bawełniane rękawiczki i rano mam gładziutką skórę. Przy pierwszym użyciu bardzo zaskoczyła mnie lekka konsystencja, ale taką lubię najbardziej.
Gdybym miała porównać go z kremem Isana 5% mocznika to krem Balea mam lżejszą konsystencję, ładniejszy zapach, szybciej się wchłania, poziom nawilżenia mają zbliżony. U mnie wygrywa Balea i gdy będę w DMie to na pewno znów zrobię zapas.
Teraz mam ochotę na najnowszą serię Isany z 5,5% urea, którą ostatnio wszyscy zachwalają.
Dostępność: drogerie DM, sklepy internetowe, allegro
Cena: ok 1,50€ /100ml
Używałyście tego kremu do rąk?
Do następnego posta
Pozdrawiam ;)
Technicznie: Jak zrobić przezroczyste tło w Gimpie
Hej:)
Chcę Wam dziś napisać jak zrobić przezroczyste tło w programie Gimp 2.6. Jest to bardzo przydatna opcja podczas robienia etykiet czy nagłówków na potrzeby blogowe.
Ostatnio gdy przygotowywałam nowe etykiety i pomyślałam, że może komuś przyda się taki post.
Tutorial przygotowałam dla pilków w formacie PNG. Jeśli macie plik w formacie JPEG możemy szybko zmienić rozszerzenie w programie graficznym (wystarczy otworzyć w Gimpie czy Paintcie, kliknąć zapisz jako a z rozszerzeń wybrać PNG).
Więc zaczynamy:
Otwieramy plik w Gimpie:
Wystarczy tylko zapisać obrazek:
Do następnego posta
Pozdrawiam;)
Chcę Wam dziś napisać jak zrobić przezroczyste tło w programie Gimp 2.6. Jest to bardzo przydatna opcja podczas robienia etykiet czy nagłówków na potrzeby blogowe.
Ostatnio gdy przygotowywałam nowe etykiety i pomyślałam, że może komuś przyda się taki post.
Więc zaczynamy:
Otwieramy plik w Gimpie:
Klikamy w zaznaczenie i wybieramy: według koloru
Następnie klikamy myszką w tło które ma być przezroczyste:
Następnie: edycja i wybieramy: wyczyść
Wystarczy tylko zapisać obrazek:
I gotowe:
Jeszcze do niedawna programy graficzne były dla mnie czarną magią:D
A Wy lubicie bawić się w programach graficznych?
Pozdrawiam;)
Maybelline: Color Tattoo- Permanent taupe
Hej:)
Kremowe cienie jakoś nigdy mnie nie przekonywały, ale po przeczytaniu kilku opinii zdecydowałam się wypróbować słynny cień Maybelline Color Tattoo w kolorze Permanent Taupe. Dziś dowiecie się co o nim myślę.
Moja opinia:
Plusy:
- bardzo ładny odcień: chłodny brąz z odrobiną szarości
- można nim zrobić praktycznie cały makijaż oka
- idealnie nadaje się do podkreślania brwi
- konsystencja kremowa
- bardzo ładne opakowanie
- jest zupełnie matowy
- dobra trwałość (u mnie konieczna jest baza pod cienie bo inaczej potrafi mi się zbierać w załamaniu a bazą trzyma się cały dzień)
- dostępność
Minusy:
- mało matowych odcieni jeśli dobrze się orientuję to ten i jeszcze czarny (przynajmniej w PL)
- szybko zasycha więc trzeba się spieszyć z nakładaniem na powiekę
Jeśli zdecydujecie się na zakup zwróćcie uwagę czy taśma zabezpieczająca jest w całości (dobrze, że chociaż coś takiego wprowadził producent):
Tak prezentuje się zawartość słoiczka:
A tak prezentuje się na brwiach jak i na powiece:
Podsumowując:
Ten cieni jest moim odkryciem jeśli chodzi o podkreślanie brwi, ma idealny odcień, dobrze się trzyma i delikatnie ujarzmia. Na powieki nakładam go rzadko i konieczne jest użycie bazy inaczej zbiera się w załamaniu. Do nakładania używam pędzelków W7 (kupiłam je kiedyś w Pepco za grosze) i idealnie się do tego nadają: są wykonane z syntetycznego włosia, dość sztywne i zbite.
Kusi mnie jeszcze zachwalany przez wszystkich On and on Bronze.
Dostępność: większość drogerii zarówno stacjonarnych jak i internetowych
Cena: od 9-25zł/4ml
Używacie cieni kremowych, znacie ten cień Maybelline?
Ps: Pokombinowałam wczoraj z wyglądem bloga, może być?
Do następnego posta
Pozdrawiam;)
Kremowe cienie jakoś nigdy mnie nie przekonywały, ale po przeczytaniu kilku opinii zdecydowałam się wypróbować słynny cień Maybelline Color Tattoo w kolorze Permanent Taupe. Dziś dowiecie się co o nim myślę.
Moja opinia:
Plusy:
- bardzo ładny odcień: chłodny brąz z odrobiną szarości
- można nim zrobić praktycznie cały makijaż oka
- idealnie nadaje się do podkreślania brwi
- konsystencja kremowa
- bardzo ładne opakowanie
- jest zupełnie matowy
- dobra trwałość (u mnie konieczna jest baza pod cienie bo inaczej potrafi mi się zbierać w załamaniu a bazą trzyma się cały dzień)
- dostępność
Minusy:
- mało matowych odcieni jeśli dobrze się orientuję to ten i jeszcze czarny (przynajmniej w PL)
- szybko zasycha więc trzeba się spieszyć z nakładaniem na powiekę
Jeśli zdecydujecie się na zakup zwróćcie uwagę czy taśma zabezpieczająca jest w całości (dobrze, że chociaż coś takiego wprowadził producent):
Tak prezentuje się zawartość słoiczka:
A tak prezentuje się na brwiach jak i na powiece:
Podsumowując:
Ten cieni jest moim odkryciem jeśli chodzi o podkreślanie brwi, ma idealny odcień, dobrze się trzyma i delikatnie ujarzmia. Na powieki nakładam go rzadko i konieczne jest użycie bazy inaczej zbiera się w załamaniu. Do nakładania używam pędzelków W7 (kupiłam je kiedyś w Pepco za grosze) i idealnie się do tego nadają: są wykonane z syntetycznego włosia, dość sztywne i zbite.
Kusi mnie jeszcze zachwalany przez wszystkich On and on Bronze.
Dostępność: większość drogerii zarówno stacjonarnych jak i internetowych
Cena: od 9-25zł/4ml
Używacie cieni kremowych, znacie ten cień Maybelline?
Ps: Pokombinowałam wczoraj z wyglądem bloga, może być?
Do następnego posta
Pozdrawiam;)